sobota, 21 czerwca, 2025
spot_img
spot_img

Najpopularniejsze

Zobacz również...

Wygrał Nawrocki. „A winni są wszyscy – tylko nie my”

Stało się. Karol Nawrocki został prezydentem Polski. Kandydat, którego Koalicja Obywatelska i jej wyznawcy traktowali jak karykaturę – zresztą były ku temu uzasadnione argumenty. Zlekceważony, wyśmiany, nieraz opluty w mediach społecznościowych kandydat… A jednak to on w dniu wyborów zdobył więcej głosów niż Rafał Trzaskowski – utożsamiany z osobą nadziei, europejskości, modernizacji. Co zrobili przegrani z szerokiej koalicji antypisowej? Zamiast zatrzymać się, pomyśleć, przeanalizować – wyciągnęli palec. Oskarżający. W stronę wyborców. W stronę ludzi.

Bo przecież nie może być inaczej – skoro przegrał „ten światły i kulturalny”, to znaczy, że zwyciężył ciemnogród. Że głosowali „ćpuni, pijacy, kibole, dresy, przestępcy i nieuki” – takie słowa padły już nie tylko z anonimowych komentarzy w sieci, ale także z ust osób publicznych, dziennikarzy, komentatorów i polityków. Po stronie Koalicji Obywatelskiej – tej samej, która od lat mówi o szacunku, empatii, otwartości i dialogu.

I tak właśnie przegrywa się wybory.

Nie wtedy, kiedy komisje ogłaszają wyniki. Nie wtedy, kiedy spływają ostatnie protokoły. Wybory przegrywa się znacznie wcześniej – kiedy zaczyna się dzielić obywateli na „lepszych” i „gorszych”. Kiedy przestaje się słuchać, a zaczyna się wyłącznie przemawiać. Gdy polityk zamiast ruszyć w teren, zamyka się w studio. Gdy nie umie wejść do baru w małym miasteczku, bo nie zna języka zwykłych ludzi. I wreszcie – gdy uwierzy, że jest kimś więcej niż ci, których ma reprezentować.

Politycy KO, ale i wielu ich zwolenników, od miesięcy żyli w bańce samozachwytu. Ich świat to podcasty, brunch’e, spotkania z „aktywnymi obywatelami”, gładkie wpisy i banery bez błędów. Piękna fasada. Ale pod nią – brak zdolności do empatii wobec kogoś, kto nie głosuje tak samo. Do rozmowy z kimś, kto nie zna najnowszych memów z Twittera. Kto nie wie, kim jest Ursula von der Leyen, ale wie, ile kosztuje bochenek chleba.

Trzaskowski przegrał, bo nie rozmawiał z ludźmi, z którymi rozmawiał Nawrocki. A nawet jeśli rozmawiał – to mówił z pozycji wykładowcy, nie sąsiada. Polityka to nie egzamin. To rozmowa. Nawrocki – niezależnie od tego, jak kontrowersyjna była jego przeszłość, jak bardzo był „nie z tej bajki” – tę rozmowę podjął: „poszedł tam, gdzie czasem śmierdzi potem, tanim piwem i krzywdą. Przysiadł się. Posłuchał. Odpowiedział prosto, bo być może inaczej nawet nie potrafił”. Nie musiał być wiarygodny dla „elit”. Był wiarygodny dla tych, których KO zbyt często obrażała, zbywała i ignorowała.

Przypomnijmy sobie kampanię Trzaskowskiego. Piękna grafika, oprawa marszów, angażowanie rządowych mediów, hasła. Ale gdzie była rozmowa o życiu ludzi, którzy zarabiają 3 tysiące brutto? O tych, których dzieci nie mają perspektyw, bo szkoła w ich gminie ledwo zipie? O emerytach, których nikt nie pyta, czy są samotni, tylko czy mają kartę seniora? Nie było. Bo ten wyborca był niewygodny. Trudny. Niepewny. Nie z tej bajki.

W krajach takich jak Szwecja, Niemcy, Portugalia, Francja – i tak, nawet w Wielkiej Brytanii – politycy, nawet ci liberalni, mają jedną fundamentalną zdolność: potrafią rozmawiać z każdym. Nawet jeśli się nie zgadzają, nie kpią. Nawet jeśli uważają czyjś światopogląd za zły, nie krzyczą: „ciemnogród”. Szanują podstawową zasadę demokracji – że obywatel nie musi być doskonały, by mieć prawo głosu.

A w Polsce? Tu często liberalna strona sceny politycznej zamienia się w sędziego moralności. Dzieli ludzi na oświeconych i barbarzyńców. A kiedy ci barbarzyńcy pójdą do urn i wybiorą nie tak, jak powinni – podnoszą się krzyki, że „Polacy to nie naród, tylko tłuszcza”. Tylko że ta tłuszcza to również kelnerka, która głosowała z obawą o przyszłość swojego dziecka. To robotnik, który nie chce być obrażany, tylko dlatego, że nie czyta „Gazety Wyborczej”. To emeryt, który pamięta PRL i nie ufa nikomu – ale ma prawo do głosu, tak samo jak redaktor z telewizji śniadaniowej.

Nie wygrał Nawrocki dlatego, że Polska się stoczyła. Wygrał, bo ktoś inny nie potrafił zbudować mostu.

Polityka to nie moralny casting. To ciężka, często niewdzięczna praca w terenie. To spotkania z ludźmi, którzy nie potrafią ładnie się wysłowić, którzy są źli, rozczarowani, czasem ordynarni. Ale to też obywatele. I jeśli politycy KO nie zaczną ich traktować jak ludzi, a nie jak porażkę systemu edukacji, to przegrają jeszcze niejeden raz.

Karol Nawrocki nie wygrał, bo był najlepszy. Wygrał, bo ktoś inny przestał słuchać. A dziś – zamiast wsłuchać się w werdykt wyborców – znowu się obraża. Znowu ocenia. Znowu poucza. Tylko że wyborcy mają już dość. Nie chcą, by ktoś im mówił, co mają myśleć, czuć i jak głosować. Chcą, by ktoś z nimi był. Po prostu. I to jest lekcja, którą Koalicja Obywatelska powinna odrobić. Bo jeśli nie – kolejny raz przegrają nie z powodu geniuszu przeciwnika, lecz własnej pychy.

Popularne Artykuły